Kocham Kasię, ale czasami mam już dość jej bezczynności. Odkąd pół roku temu urodziła naszego synka Franka i zrezygnowała z pracy, całymi dniami siedzi w domu przed telewizorem. Zaniedbuje obowiązki domowe, rzadko gotuje, nawet zakupy robię sam po pracy. Rozumiem, że opieka nad niemowlęciem jest męcząca. Jednak tęsknię za dawną Kasią, która była aktywna i pełna życia.
Dziś znów wróciłem do domu wykończony po 10 godzinach w biurze. Liczyłem, że zastanę ciepły obiad i posprzątane mieszkanie. Tymczasem w kuchni panował bałagan, lodówka świeciła pustkami, a Kasia leżała na kanapie w piżamie, oglądając serial.
-Hej kochanie, fajny dzień dzisiaj miałaś? – zagadałem, starając się nie okazywać irytacji.
-Całkiem niezły – mruknęła bez entuzjazmu. – Frank się nie najgorzej spisał, tylko dwie drzemki zrobił.
-To świetnie. W lodówce nic do jedzenia nie ma, może coś razem ugotujemy?
Kasia skrzywiła się niezadowolona.
-Jestem dzisiaj strasznie zmęczona. Może zamówmy coś? Albo sam coś przygotujesz? Przepraszam, kochanie, ale nie mam siły gotować – jęknęła dramatycznie.
Zagryzłem zęby, żeby nie wybuchnąć. Kolejny raz miałem jej znosić jedzenie i sprzątać, podczas gdy ona odpoczywa przed telewizorem! Postanowiłem jednak na razie odpuścić. Wziąłem głęboki oddech.
-Dobrze, zamówmy coś. Tylko najpierw posprzątajmy bałagan w kuchni, co?
Razem udało nam się doprowadzić kuchnię do używalności i zamówić jedzenie. Jednak w duchu postanowiłem, że muszę poważnie porozmawiać z Kasią o podziale obowiązków. Tego wieczoru, gdy leżeliśmy już w łóżku, delikatnie zacząłem temat.
-Kochanie, chciałbym cię o coś poprosić. Wiem, że opieka nad maluchem jest męcząca, ale czy mogłabyś trochę bardziej zaangażować się w prowadzenie domu? Brakuje mi naszej dawnej codzienności, gdy razem gotowaliśmy i sprzątaliśmy.
Kasia natychmiast się obraziła. Zaczęła wyliczać wszystkie obowiązki związane z dzieckiem i utyskiwać, jak bardzo jest zestresowana i przemęczona. Skończyło się na kłótni, po której Kasia obrażona odwróciła się do mnie plecami i udawała, że śpi. Westchnąłem rozczarowany. Moja prośba nie poskutkowała.
Postanowiłem jednak nie poddawać się i spróbować jeszcze raz, tym razem bardziej dyplomatycznie. Kilka dni później zagaiłem:
-Wiesz co, gdybyś miała trochę wolnego czasu, mogłabyś zająć się czymś dla siebie. Na przykład wrócić do malowania albo zapisać się na jogę. Co myślisz?
Tym razem Kasia nieco łagodniej zareagowała na mój pomysł. Przyznała, że faktycznie brakuje jej dawnych zainteresowań. Umówiliśmy się, że poszuka zajęć poza domem, które dodałyby jej energii. Odetchnąłem z ulgą. W końcu coś drgnęło.
Niestety, słowom Kasi nie towarzyszyły czyny. Minął tydzień, a ona nawet nie zajrzała do ofert centrów fitness czy domów kultury. Dalej spędzała całe dnie przed telewizorem. Pewnego razu nie wytrzymałem, gdy znów przyszedłem do brudnego domu i zastałem ją w tym samym stanie apatii.
-Obiecałaś, że poszukasz jakichś zajęć. Co się stało?
-Och, daj mi spokój! – fuknęła zirytowana. – Nie męcz mnie ciągle, jestem na skraju wytrzymałości psychicznej!
Zaniepokoiło mnie to stwierdzenie. Czyżby Kasia rzeczywiście miała problemy ze zdrowiem psychicznym z powodu poporodowego wyczerpania? Postanowiłem zaproponować jej pomoc specjalisty.
-Kochanie, martwię się o ciebie. Może warto porozmawiać z psychologiem albo psychiatrą? Na pewno doradziliby, jak sobie radzić z przeciążeniem.
Ku mojemu zdziwieniu, Kasia wybuchła płaczem. Okazało się, że sama obawia się, iż coś jest z nią nie tak. Przyznała, że odkąd została matką, ogarnęła ją dziwna apatia i brak sił do działania. Postanowiliśmy razem umówić ją na wizytę do specjalisty.
Diagnoza lekarza trochę mnie zaskoczyła – Kasia cierpiała na lekką postnatalną depresję. Dostała skierowanie na terapię i antydepresanty. Choć to brzmiało poważnie, odetchnąłem z ulgą. W końcu zrozumieliśmy źródło problemu.
W kolejnych tygodniach Kasia stopniowo wracała do równowagi. Chodziła na spotkania z psychologiem i brała leki, które poprawiły jej nastrój. Zaczęła też więcej pomagać w domu i opiece nad dzieckiem. Pewnego razu nawet sama zrobiła obiad!
Wiedziałem jednak, że powrót do pełni sił zajmie jej trochę czasu. Dlatego starałem się wspierać Kasię cierpliwie i z wyrozumiałością. Chwaliłem każdą, nawet drobną inicjatywę z jej strony. Jeździliśmy razem na spacery z wózkiem, byłem przy niej podczas wizyt lekarskich Franka. Czułem, że powoli odzyskujemy dawną zażyłość i bliskość.
Pewnego dnia Kasia oznajmiła, że chce wrócić do pracy, choć na pół etatu. Bardzo mnie to ucieszyło, bo wiedziałem, jak istotna jest dla niej samorealizacja zawodowa. Poszła na kilka rozmów kwalifikacyjnych i o dziwo, dostała wymarzoną posadę w biurze architektonicznym.
Od tamtej pory nasze życie zmieniło się diametralnie. Kasia rozkwitła, odzyskała radość i energię. Nareszcie czuła, że udało jej się znaleźć balans między macierzyństwem a pracą. Ja również byłem szczęśliwy, widząc, że moja żona wraca do dawnej formy.
Dziś wspólnie dzielimy obowiązki domowe i opiekę nad Frankiem. Oboje jesteśmy zmęczeni po całym dniu, ale te chwile razem są bezcenne. Czasami z wdzięcznością myślę o naszych trudnościach. Dzięki nim zrozumieliśmy, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. I że wspólny wysiłek pozwala przezwyciężyć każdy, nawet najpoważniejszy kryzys.
Nadesłał pan Marcin z Torunia
Zobacz także: