Mam 40 lat i nie mam prawa jazdy

Mam 40 lat i nigdy nie zrobiłem prawa jazdy. Kiedy byłem młody, wydawało mi się to zbędne – mieszkałem w dużym mieście z dobrze rozwiniętą komunikacją miejską. Gdy podróżowałem na wakacje autostopem, zawsze znajdował się ktoś chętny mnie podwieźć. Kilka lat temu przeprowadziłem się na wieś, gdzie dojazdy autobusami były utrudnione. Wtedy zacząłem rozważać zrobienie prawa jazdy. Jednak koszty kursu i egzaminów wydawały mi się zbyt wysokie. Nie miałem zbyt wiele pieniędzy, a opłacenie kursu i egzaminów byłoby dla mnie sporym wydatkiem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie kolega Stefan:

– Stary, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Kupiłem tanio rozklekotanego gruchota. Dasz mi 500 zł, a samochód jest twój. Tylko musisz go jakoś doprowadzić do używalności.

Zgodziłem się bez wahania. To była okazja, by w końcu mieć własny samochód. Choć nie miałem pojęcia jak go naprawić, nie mogłem przepuścić takiej okazji. Stefan pomógł mi przetransportować wrak do mojej wsi. Zacząłem majsterkować przy silniku i zawieszeniu, choć nie miałem wcześniej doświadczenia w naprawach samochodów. Na szczęście mój sąsiad Janek był w tym bardziej obeznany.

– Widzę, że bierzesz się za naprawę tego złomu – zażartował, gdy mnie zobaczył grzebiącego w silniku. – Mogę ci trochę pomóc, jeśli chcesz. Tylko najpierw musimy zdobyć części.

Okazało się, że samochód wcale nie był w tak złym stanie, jak mi się wydawało. Przy pomocy Janka udało mi się go stopniowo doprowadzić do używalności. Po kilku tygodniach w końcu udało mi się go uruchomić. Pewnego wieczoru, gdy siedziałem przy piwie z Jankiem, pochwaliłem się moim zakupem:

– W końcu udało mi się naprawić tego gruchota. Działa całkiem nieźle jak na tę cenę.

– No to teraz zrób wreszcie prawo jazdy i będziesz mógł jeździć legalnie – powiedział Janek.

– E tam, dam sobie radę. Tyle lat jeździłem autostopem, nie potrzebuję żadnych papierków – odparłem lekceważąco.

Janek spojrzał na mnie z politowaniem.

– Bez prawa jazdy to proszenie się o kłopoty. Jak cię złapią, to będzie mandat, a może nawet zabiorą samochód.

Zbyłem jego ostrzeżenia machnięciem ręki. Byłem przekonany, że dam radę jeździć bez prawa jazdy. Kilka dni później pojechałem do miasta zrobić zakupy. Wracając wieczorem, zostałem zatrzymany przez patrol policji.

– Proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny – rzucił oschle funkcjonariusz.

– Nie mam prawa jazdy, ale samochód jest zarejestrowany – wydukałem, podając mu drżącymi rękoma dowód rejestracyjny.

– To mandat i odholowanie pojazdu na parking. A ty jedziesz z nami na komisariat – odparł policjant.

Po kilku godzinach na posterunku i kilkuset złotych mandatu lżejszy, wróciłem do domu piechotą. Była już noc. Czułem się upokorzony i zły na siebie, że nie posłuchałem ostrzeżeń Janka. Następnego dnia poszedłem do niego pożyczyć pieniądze na opłacenie parkingu i odbiór samochodu.

– No i co, mówiłem ci czy nie? Bez prawa jazdy to same problemy – rzucił, gdy mu opowiedziałem co się stało.

– Masz rację, powinienem cię posłuchać – przyznałem. – Pożyczysz mi forsę? Obiecuję, że teraz na poważnie wezmę się za zrobienie prawa jazdy.

Janek westchnął i podał mi potrzebną kwotę.

– Trzymam cię za słowo. Tylko pamiętaj, bez prawka ani rusz. Inaczej znowu wpadniesz w kłopoty.

Obiecałem, że tym razem na pewno pójdę na kurs i zdam egzamin na prawo jazdy. Po odzyskaniu samochodu zacząłem regularnie ćwiczyć jazdę po okolicy. Zapisałem się też na kurs prawa jazdy w pobliskim mieście. Kurs okazał się dość intensywny. Musiałem poświęcać na niego większość wolnego czasu, przez co zaniedbałem inne obowiązki.

– Widzę, że jesteś zajęty przygotowaniami do egzaminu. W końcu postanowiłeś zdobyć prawo jazdy, co? – zagadnął mnie pewnego razu Janek, gdy pracowałem nad manewrami na placu przed domem.

– No tak, kosztuje mnie to sporo wyrzeczeń, ale warto się pomęczyć, żeby móc legalnie jeździć – odparłem, parkując obok niego. – Jeszcze tylko ten egzamin i będę miał papierki w kieszeni.

W dniu egzaminu na placu manewrowym byłem bardzo zestresowany. Bałem się, że zawalę, a te wszystkie wyrzeczenia pójdą na marne. Jednak instruktor uspokajał mnie:

– Dasz radę, jeździsz całkiem nieźle. Tylko pamiętaj o sygnalizacji i sprawdzaniu martwego pola.

Ku mojemu zdumieniu, zdałem za pierwszym razem. Kiedy odbierałem upragniony dokument, w głowie huczała mi melodia „We Are the Champions”. W końcu mogłem legalnie prowadzić samochód bez obaw o mandaty czy utratę pojazdu. Później poszedłem pochwalić się Jankowi zdanym egzaminem.

– No nareszcie! Gratulacje stary, w końcu możesz jeździć legalnie – ucieszył się, klepiąc mnie po plecach. – Widzisz, warto było się pomęczyć co nie?

Od tamtej pory z przyjemnością jeżdżę swoim gruchotem po okolicy. Czasem zabieram też sąsiadów na zakupy lub wycieczki. Z perspektywy czasu żałuję, że nie zrobiłem prawa jazdy wcześniej. Gdyby nie upór Janka, pewnie nadal jeździłbym bez prawka narażając się na nieprzyjemności. Ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale.

Nadesłał Grzegorz z Władysławowa



Zobacz także:

Artur Smoliński

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz