Spotkanie klasowe po 40 latach

Kiedy dostałem zaproszenie na spotkanie mojej starej klasy, poczułem dreszcz emocji. Minęło przecież czterdzieści lat! Prawie pół wieku… Wspomnienia zalewały mój umysł jak fala. Nasza paczka z technikum, te wszystkie wybryki i psoty. Ucieczki z lekcji, podkochiwania się w koleżankach, wagary. Beztroskie chwile młodości. A ludzie? Czy po tylu latach będę w stanie ich rozpoznać? Jak potoczyły się ich losy, gdzie skierowały ich ścieżki życia? Czy nadal są tacy sami? Setki myśli i pytań kłębiło mi się w głowie.

Wsiadłem w pociąg i po kilku godzinach podróży byłem na miejscu. Sala wynajęta na tę okazję zupełnie nie przypominała naszej szkolnej klasy, ale mimo to od razu poczułem klimat dawnych lat. Zobaczyłem twarze, które natychmiast przywołały lawinę wspomnień.

– No proszę, proszę, kto przyjechał! Jasiu, ty żyjesz?! – usłyszałem znajomy głos.

Odwróciłem się z niedowierzaniem.

– Staszek?! To ty?! Ledwo cię poznałem. Z szczupłego, wysportowanego chłopaka, którym byłeś kiedyś, zmieniłeś się nie do poznania. Stał przede mną przygarbiony, łysiejący staruszek o zmęczonej twarzy.

– No pewnie, że ja! Wow, faktycznie trochę się postarzeliśmy co? – zaśmiał się. – Chodź, pokażę ci resztę paczki.

Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i z rozrzewnieniem wspominaliśmy stare czasy. Niektórzy koledzy, jak na przykład Rysiek, wcale się nie zmienili. Wyglądali jakby zatrzymali się w czasie. Inni byli ledwo rozpoznawalni, zgarbieni, pochylający się nad laskami.

Nagle rozległy się przeraźliwe krzyki:

Pali się! Alarm! Pomocy!

Z kuchni buchały kłęby dymu. Wszyscy w popłochu wybiegli na zewnątrz, potykając się i popychając w drzwiach. Na szczęście strażacy szybko przyjechali i opanowali pożar. Jednak nasze spotkanie legło w gruzach, impreza dobiegła końca. Musieliśmy się pożegnać wcześniej niż planowaliśmy. Kiedy żegnaliśmy się na parkingu, wymieniając ostatnie uściski i obietnice spotkań, nagle usłyszałem znajomy głos:

– Jasiu! Poczekaj!

Odwróciłem się i oniemiałem. Przede mną stała piękna, szczupła blondynka w czerwonej sukience. Miała głęboki dekolt i długie, zgrabne nogi.

– To ja, Mania! Pamiętasz? – uśmiechnęła się promiennie.

Zakręciło mi się w głowie. Nie mogłem w to uwierzyć! Przecież to była ta pulchna, nieśmiała dziewczyna w okularach, która zawsze siedziała cicho w kącie i rumieniła się, gdy na nią popatrzyłeś. Teraz wyglądała jak modelka z wybiegu.

– Maniu, wyglądasz… oszałamiająco! Ależ się zmieniłaś! Nie poznałbym cię! Co się stało przez te lata?

Uśmiechnęła się zalotnie i zacmokała.

– Oj, dużo się działo, kochany. Dorosłam, zrzuciłam kilka kilo, zmieniłam fryzurę i styl. Podoba ci się?

– Oczywiście, że tak! Wyglądasz przepięknie, jak gwiazda filmowa!

Zachichotała, poprawiając włosy.

– A ty też wcale nie wyglądasz na swój wiek. Wciąż masz urok i czar. Może zostaniemy jeszcze w mieście? Mam tu hotel, moglibyśmy napić się drinka, porozmawiać… o starych czasach.

Zarumieniłem się jak nastolatek. Stara, dobra Mania kusiła mnie wystawnymi kształtami i zalotnym spojrzeniem. Czułem, że traciłem grunt pod nogami. Może faktycznie warto byłoby zostać jeszcze na jeden wieczór? Przypomnieć sobie beztroską młodość w miłym towarzystwie?

– Maniu, z przyjemnością napiłbym się z tobą drinka. Tylko obawiam się, że żona będzie zła, jeśli wrócę do domu o poranku – zażartowałem.

– Ach, masz rację, nasze lata beztroskich uniesień dawno minęły – westchnęła. – Ale ten jeden wieczór mógłby upłynąć jak za dawnych lat, prawda Jasiu?

Uśmiechnąłem się porozumiewawczo. Może faktycznie cofnęliśmy się na chwilę do naszej młodości? W każdym razie, to spotkanie klasowe okazało się o wiele ciekawsze niż się spodziewałem.

Nadesłał Jan z Kalisza



Zobacz także:

Artur Smoliński

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz