Szef mnie nie szanuje

Pracowałem w tej firmie już pięć lat. Zaczynałem jako zwykły sprzedawca, ale ciężką pracą awansowałem najpierw na kierownika działu, a potem na dyrektora regionu. Byłem z siebie dumny i cieszyłem się szacunkiem kolegów. Wszyscy wiedzieli, że zawsze wykonuję swoją pracę sumiennie i uczciwie. Dbałem o klientów, rozwijałem sprzedaż, organizowałem szkolenia dla personelu. Moi podwładni lubili ze mną pracować, bo byłem wymagający, ale też doceniałem ich wysiłki. Często zostawałem po godzinach, żeby dokończyć raporty albo przygotować prezentacje dla zarządu. Praca była moją pasją.Niestety, nowy prezes firmy, pan Kowalski, który objął stanowisko pół roku temu, traktował mnie inaczej. Był wobec mnie bardzo krytyczny i czepiał się każdego drobiazgu. Raz na naradzie przed całą załogą nagle wybuchł:

– No i co, Jasiu, w tym miesiącu sprzedaż spadła o 2%! To hańba! Masz się wziąć do roboty, bo inaczej znajdę kogoś lepszego na twoje miejsce!

Byłem w szoku. Przecież spadek był minimalny, a ja i tak miałem najlepsze wyniki sprzedaży w firmie!

– Ale panie prezesie, to tylko chwilowy spadek, a ogólnie wyniki są bardzo dobre… – próbowałem się tłumaczyć.

– Żadne ale! Albo poprawisz sprzedaż, albo wylatujesz! – uciął dyskusję.

Postanowiłem porozmawiać z panem Kowalskim na osobności.

– Panie prezesie, chciałbym z panem porozmawiać o mojej pracy i wynikach. Nie rozumiem, czemu jest pan taki krytyczny. Przecież osiągam dobre rezultaty.

– A co tu dużo gadać?! Sprzedaż spadła, koniec tematu!

– Ale panie prezesie, ten spadek to tylko wahnięcie statystyczne. Ogólnie wyniki są bardzo dobre, a ja pracuję po 12 godzin dziennie…

– Żadnych ale! Wracaj do roboty zamiast tu gadać!

To było bardzo upokarzające. Wróciłem na swoje stanowisko zły i rozgoryczony. Moi podwładni próbowali mnie pocieszać.

– Nie przejmuj się prezesem, on po prostu szuka dziury w całym – mówiła Hania z działu marketingu.

– Masz u nas autorytet, nie daj sobie w kaszę dmuchać – dodał Krzysiek, kierownik logistyki.

Postanowiłem jednak nie rezygnować i jeszcze ciężej pracować. Kolejny miesiąc osiągnąłem rekordową sprzedaż w historii firmy. Gdy pochwaliłem się tym prezesowi, on tylko rzucił kpiąco:

– No nareszcie trochę lepiej. Zobaczymy, czy utrzymasz ten poziom, czy to tylko przypadek.

Byłem wściekły! Mimo że tak ciężko pracowałem, on wciąż mnie poniżał. Postanowiłem jeszcze bardziej zmobilizować zespół do wysiłku. Udało nam się poprawić wyniki o kolejne 5%. Gdy pochwaliłem się tym prezesowi, on nawet nie podniósł wzroku znad papierów.

– No… nieźle. Zobaczymy, co będzie za miesiąc – mruknął.

Miałem dość jego docinków. Podszedłem bliżej biurka i powiedziałem dobitnie:

– Panie prezesie, nie rozumiem, o co panu chodzi. Osiągamy świetne wyniki, a pan wciąż jest niezadowolony. Czy mógłby mi pan w końcu wyjaśnić, czego pan ode mnie oczekuje?

Ku mojemu zdziwieniu, prezes nagle się uśmiechnął.

– No nareszcie, Jasiu! Wiedziałem, że w tobie drzemie potencjał! Czekałem, aż się postawisz i nie dasz sobą pomiatać. Teraz wiem, że z ciebie twardy zawodnik. Możesz na mnie liczyć, będziesz moją prawą ręką.

Byłem oszołomiony.

– Ale… panie prezesie… przecież pan specjalnie mnie prowokował?

– Oczywiście! Chciałem zobaczyć, czy masz charakter, żeby stawić mi czoła. I jestem pod wrażeniem! Potrzebowałem kogoś z pazurem, kto nie boi się ryzyka. Widzę, że to właśnie ty. Możemy razem poprowadzić tę firmę na szczyt! No to jak, Jasiu, idziesz ze mną?

Zastanowiłem się chwilę. Metody prezesa były co najmniej kontrowersyjne. Ale doceniłem jego gest – chciał sprawdzić, czy się nie złamię.

– Dobrze, panie prezesie, zgadzam się na współpracę. Ale pod warunkiem, że będzie pan ze mną uczciwy i przestanie poniżać mnie przy innych pracownikach.

– Umowa stoi! Od teraz jesteś moim zastępcą. Razem pokażemy konkurencji, na co nas stać!

Od tamtej pory faktycznie zyskałem szacunek i zaufanie prezesa. W firmie też zacząłem cieszyć się jeszcze większym autorytetem. Wszyscy wiedzieli, że jestem prawą ręką samego prezesa! Czułem motywację do działania i chęć udowodnienia swoich umiejętności. Wiedziałem też, że będę musiał sprostać wysokim wymaganiom prezesa, który nie znosił porażek. Ale byłem gotowy na nowe wyzwania. Praca stała się jeszcze większą pasją niż dotąd. Razem z prezesem opracowaliśmy ambitną strategię rozwoju firmy. Rozpoczęliśmy ekspansję na nowe rynki, wdrażaliśmy innowacyjne technologie, zdobywaliśmy nagrody za najlepszą obsługę klienta. Każdego miesiąca biliśmy kolejne rekordy sprzedaży. Z małej lokalnej firmy staliśmy się potentatem w branży. A to wszystko dzięki temu, że postawiłem się prezesowi tamtego pamiętnego dnia. Dzięki niemu odkryłem w sobie nowe pokłady determinacji i odwagi, których sam bym może nigdy nie znalazł. Dlatego jestem mu wdzięczny za tę nauczkę.

Nadesłał Jan z Wadowic



Zobacz także:

Artur Smoliński

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz