Kiedy mąż nie docenia żony

Zawsze marzyłam o idealnym małżeństwie. Wyobrażałam je sobie jako zgodną, kochającą się parę, która wspiera się nawzajem i spędza ze sobą każdą wolną chwilę. Dlatego gdy poznałam Adama, myślałam, że to właśnie ten jedyny. Mieliśmy tak wiele wspólnych zainteresowań i pasji, że z miejsca się w nim zakochałam.

Po roku randkowania Adam oświadczył mi się, a ja oczywiście przyjęłam pierścionek z radością. Nasz ślub był skromny, za to pełen miłości. Pamiętam, jak Adam nie mógł oderwać ode mnie wzroku, kiedy szłam do ołtarza w białej sukni. Po ceremonii założyłam niebieską sukienkę, którą Adam kupił mi specjalnie na tę okazję. Tańczyliśmy do białego rana, celebrując początek naszego wspólnego życia.

Niedługo po ślubie postanowiłam zrezygnować z pracy, by w pełni poświęcić się prowadzeniu domu. Chciałam, żeby Adam po całym dniu w biurze wracał do ciepłego, czystego mieszkania i mógł skupić się wyłącznie na odpoczynku. Codziennie gotowałam jego ulubione dania, piekłam ciasta i robiłam wszystko, by choć w minimalnym stopniu odwdzięczyć mu się za ciężką pracę.

Pewnego wieczoru, gdy Adam jak zwykle późno wrócił do domu, powitałam go kolacją przy świecach.

– Kochanie, zrobiłam twój ulubiony obiad! Zapraszam do stołu! – oznajmiłam radośnie.

On jednak nawet na mnie nie spojrzał, wpatrzony w telefon.

– Nie mam czasu, muszę wracać do biura – mruknął, kierując się w stronę wyjścia.

Zamarłam z szokiem. Przygotowywałam ten obiad całe popołudnie, a on nawet nie raczył zjeść choćby kęsa. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy rozczarowania.

Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się psuć. Adam wracał do domu coraz później, ledwo zamieniając ze mną kilka słów. Kiedy próbowałam zagaić rozmowę, on tylko wzruszał ramionami, nie podnosząc wzroku z telefonu. Z każdym dniem traciłam nadzieję, że uda mi się uratować nasze małżeństwo.

Pewnego wieczoru, gdy Adam po raz kolejny wrócił po północy, nie wytrzymałam.

– Co się z nami dzieje? – załkałam. – Ledwo ze sobą rozmawiamy. Nawet moich ulubionych potraw już nie jesz, tylko codziennie zamawiasz jedzenie z restauracji. Gdzie podziała się nasza miłość?

Skrzyczał i zwymyślał mnie od najgorszych. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jak mógł tak bezdusznie traktować własną żonę? Nie wytrzymałam tej obojętności ani chwili dłużej. Z płaczem wybiegłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Nawet za mną nie pobiegł…

Błąkałam się bez celu po mieście, rozpaczliwie próbując ogarnąć myśli. W końcu dotarło do mnie, że nasze małżeństwo to tylko iluzja. Zrozumiałam, że Adam kocha tylko swoją pracę i nigdy nie będzie traktował mnie jak partnerkę. Z ciężkim sercem postanowiłam wrócić do rodziców.

Rankiem obudził mnie telefon od Adama. Zadzwonił zaniepokojony, pytając gdzie jestem. Odpowiedziałam chłodno, że wróciłam do domu rodzinnego i nie zamierzam do niego wracać. Rozłączyłam się, nie czekając na jego reakcję.

Wieczorem zadzwoniła moja mama, wściekła na Adama.

– Jak mógł cię tak potraktować?! – krzyczała rozgniewana. – Przecież ty dla niego żyłaś! A on? Tylko praca, praca i po pracy! Mam nadzieję, że nie dasz mu kolejnej szansy!

Westchnęłam ciężko, nie wiedząc co odpowiedzieć. W głębi serca wciąż kochałam Adama i żałowałam, że nasze małżeństwo tak się potoczyło.

Następnego dnia rozległ się dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłam, zobaczyłam stojącego na progu Adama z bukietem kwiatów.

– Przyszedłem cię przeprosić – powiedział ze skruchą. – Zrozumiałem swój błąd. Obiecuję, że się zmienię. Będę wracał do domu wcześniej, będziemy razem jeść kolacje i rozmawiać. Tylko daj mi jeszcze jedną szansę!

Uśmiechnęłam się przez łzy i rzuciłam mu się na szyję. Postanowiłam zaryzykować po raz ostatni.

I Adam dotrzymał słowa. Od tamtej pory nasze małżeństwo rozkwitło na nowo.

Przesłała Kornelia z Wrocławia.



Zobacz także:

Artur Smoliński

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz