Mąż się obraża i nie odzywa. To jest nie do zniesienia!

Znowu mamy tę sytuację. Michał obrażony za jakieś moje rzekome przewinienie nie odzywa się już od dwóch dni. Siedzi z ponurą miną w salonie, gapiąc się w telewizor, a na każdą moją próbę nawiązania kontaktu odpowiada albo milczeniem, albo wymownym prychnięciem.

Już nawet nie pamiętam, o co poszła kłótnia. Chyba jak zwykle o jakiś drobny, banalny szczegół – że zrobiłam źle zakupy, zapomniałam wyrzucić śmieci czy coś podobnego. Michał ma jednak ten swój małostkowy nawyk wyolbrzymiania wszystkiego i rządzenia się jak małe dziecko. Potrafi się obrazić jak pięciolatek i dąsać się dniami.

Wczoraj dałam sobie spokój i pozwoliłam mu na tę konsekwentną pychę i milczenie. Ale dziś już szczerze zwątpiłam w sens takiego zachowania z jego strony. W końcu jestem jego żoną, a nie służącą na posyłki! Postanowiłam działać.

-Cześć kochany – zagajam promiennie, wchodząc do salonu. – Jak tam się czujesz po wczorajszym dniu relaksu?

Jak można się spodziewać, zero reakcji. Michał nawet nie kiwa głową, tylko dalej wpatruje się nieruchomo w telewizor. Dobra, może być prezentowany tym jego godnym podziwu uporem.

-Oj Misiu, Misiu… – kręcę głową z politowaniem, siadając obok niego na kanapie. – Znowu będziesz się tak zamykał w sobie? Wiesz przecież, że to do nikąd nie prowadzi. Prędzej czy później i tak będziesz musiał się odezwać!

Nadal całkowita cisza, więc postanawiam nieco podkręcić atmosferę:

-Bo jeśli znowu tak będziesz się zamykał w sobie, to ja sama nie wiem, co się może wydarzyć… Ostatnio jak siedziałeś tak zamilkły i ponury, to zjadłam cały zapas czekolady.

Przez twarz Michała przemknął cień konsternacji. Doskonale, uderzyłam w jego słaby punkt – skąpca i sknerę zapatrzonego w gromadzenie zapasów na przyszłe lata.

-No co? – ciągnę z udawaną bezradnością. – Sama nie wiem, co się ze mną dzieje! Siedzę potem i myślę sobie: „Matko, znowu zeżarłam tonę czekolady!”. Ale tak się dzieje, jak ze mną nie rozmawiasz…

Michał powoli odwraca twarz w moją stronę. W jego oczach czai się gniew, więc wiem, że moja prowokacja zaczyna działać. Nie zwalniam jednak:

-Wiesz, wtedy to nie tylko czekolada ucierpiała! Przypomniało mi się też, że mamy jeszcze gdzieś ukryte takie pudełeczko z drogimi, belgijskimi cukierkami z tamtych wakacji…

Tym razem na jego twarzy maluje się autentyczny szok i niedowierzanie. Wiedziałam, że to wyciągnie go z milczącej skorupy! Przełykam ślinę i ciągnę zakłamanym tonem:

-No co? Przepraszam, ale jak ze mną nie rozmawiasz przez tygodnie, to zaczyna mi odbijać!

-Cooo?!? – wybucha wreszcie Michał, zupełnie wytrącony z milczącego transu. – Ty zjadłaś moją kolekcję belgijskich przysmaków z wakacji???

Patrzę na niego z miną niewiniątka, które właśnie zrobiło coś bardzo złego. Czas na szczerość!

-Ależ skąd, kochanie! – zaczynam się śmiać. – Nawet nie wiedziałam, że coś takiego mamy! Po prostu nie wytrzymałam psychicznie twojego milczenia.

Michał przez chwilę patrzy na mnie jak na obcą osobę. Aż w końcu nie wytrzymuje i wybucha głośnym śmiechem, a ja dołączam do jego wesołości. I już wiem, że moja szalona prowokacja odniosła skutek – małżeńska awantura została zażegnana. Za chwilę na pewno wrócimy do normalności.

-Ale wiesz co? – mówię już na poważnie, ocierając łzy śmiechu. – Obiecaj mi jedno, że nigdy więcej nie będziesz się tak zamykał przede mną i nie odzywał latami! Bo jeszcze zwariuję na tej działce i zrobię coś naprawdę szalonego…

Michał kładzie mi dłoń na ramieniu i przytula mocno. Widzę, że powoli wraca do rzeczywistości.

-Ok, następnym razem po prostu pogadamy. I nie będę już robił cyrku, obiecuję!

Cmokam go w policzek z radością. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele zależało od tego, żeby on wreszcie się odezwał.

Nadesłane przez panią Annę z Krakowa



Zobacz także:

Artur Smoliński

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz