Dorosły syn mnie nie szanuje

Mój syn Kamil zawsze był typem buntownika. Od najmłodszych lat próbowałem go wychować na porządnego człowieka – pracowitego, uczciwego i szanującego innych. Niestety, im był starszy, tym bardziej się ode mnie odsuwał.

Kiedy miał 16 lat, zaczął się buntować przeciwko zasadom w domu – nie chciał wracać o ustalonych godzinach, przesiadywał z podejrzanymi kolegami, których bałem się poznać. Starałem się z nim rozmawiać, tłumaczyć mu, że się martwię i że te zachowania mogą mieć złe konsekwencje. On jednak tylko machnął ręką.

„Tato, daj mi żyć! Nie jestem już dzieckiem!” – krzyknął kiedyś, gdy próbowałem porozmawiać o jego nowych znajomych.

Westchnąłem ciężko.

„No dobrze, synu. Skoro tak uważasz, że jesteś już dorosły, to musisz też ponosić konsekwencje swoich wyborów. Tylko pamiętaj – zawsze możesz na mnie liczyć, jeśli będziesz czegoś potrzebował”.

Kiwnął głową, ale wiedziałem, że moje słowa do niego nie docierają. Był zbyt pewny siebie, aby przyjąć moją radę czy ostrzeżenie. Kiedy skończył 18 lat, sytuacja jeszcze się pogorszyła. Przestał się do mnie odzywać, znikał na całe noce, wracał nad ranem pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Martwiłem się okropnie, ale za każdym razem, gdy próbowałem do niego dotrzeć, odrzucał mnie.

„Żyję po swojemu, tato. Nie wtrącaj się” – warczał za każdym razem.

Pewnego razu zniknął na kilka miesięcy. Nie dawał znaku życia, nie odbierał telefonów. Zadręczałem się, co się z nim dzieje. Czy żyje, czy nie wpadł w tarapaty? W końcu zadzwonił. Umówił się ze mną na spotkanie. Gdy go zobaczyłem ledwo go poznałem – zapuścił brodę, miał dziwacznie pomalowane włosy. Wyglądał na wyniszczonego.

„Gdzieś ty był, do cholery?” – krzyknąłem, gdy tylko go ujrzałem. „Martwiłem się o ciebie nie na żarty!”

„A niby po co? Przecież jestem dorosły i robię co chcę.”

Westchnąłem ciężko, próbując się uspokoić.

„Jestem twoim ojcem. Zawsze będę się o ciebie martwił, nieważne ile masz lat.”

Machnął ręką. Byłem w szoku. Przecież wychowywałem go z taką troską, a on nawet nie raczył ze mną normalnie porozmawiać. Mimo to postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. Kilka dni później zauważyłem, że w domu znikają pieniądze i alkohol. Podejrzewałem, że to Kamil je bierze, ale chciałem się upewnić.

„Synu, muszę cię o coś zapytać” – zagadnąłem pewnego wieczoru. „Czy to ty bierzesz moje pieniądze i piwo bez pytania?”

Roześmiał mi się prosto w twarz.

„No a co, tato? Będziesz teraz płakał jak mała dziewczynka?”

Zamarłem. Jak on śmiał tak do mnie mówić?! Byłem wściekły. Krzyknąłem więc na cały dom: „Dość tego! Albo zaczniesz mnie szanować, albo się wynoś!”. Kamil tylko wzruszył ramionami. I faktycznie, tego samego dnia spakował manatki i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Stałem osłupiały w przedpokoju, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Mój jedyny syn, którego wychowywałem przez 18 lat, nagle przestał mnie szanować i poszedł sobie bez słowa pożegnania. Następnego dnia zadzwoniła policja, że Kamil brał udział w bójce i trafił na izbę wytrzeźwień. Pojechałem po niego z ciężkim sercem. Gdy wsiadł do samochodu, odwrócił ode mnie wzrok.

„Synu… Co się dzieje?” – zapytałem łagodnie. „Martwię się o ciebie. Chcę ci pomóc, ale nie wiem jak…”

Milczał przez chwilę.

„Wcale ci na mnie nie zależy” – burknął. „Gdyby tak było, nie wyrzuciłbyś mnie z domu.”

Westchnąłem ciężko.

„Wyrzuciłem cię, bo okradałeś mnie i nie okazywałeś szacunku. Ale nadal jesteś moim synem i zależy mi na tobie. Tylko nie wiem, jak do ciebie dotrzeć…”

Kamil nic nie odpowiedział, wysiadł z samochodu i poszedł w swoją stronę. Patrzyłem za nim ze łzami w oczach, czując się bezsilny. Minęło kilka tygodni. Nie dawał znaku życia. Zacząłem się martwić, gdzie on jest, co u niego słychać. W końcu to wciąż mój syn. Nie mogłem przestać o nim myśleć i martwić się, co się z nim dzieje. Pewnego wieczoru, kiedy siedziałem samotnie przed telewizorem, rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłem, a tam Kamil – wystraszony, zapłakany, cały poobijany. Rzucił mi się w ramiona.

„Tato, przepraszam cię za wszystko!” – załkał. „Miałeś rację. Źle zrobiłem, że cię nie szanowałem.”

Okazało się, że próbował sam zarabiać pieniądze na czarnym rynku i wpakował się w kłopoty. Zrozumiał w końcu, jak bardzo mnie skrzywdził. Postanowił wrócić i błagać mnie o wybaczenie. Poczułem ulgę, że wrócił cały i zdrowy. Mimo wszystkiego, co zrobił, nadal był moim synem.

„Wejdź do środka, opatrzę ci te rany” – powiedziałem.

Usiedliśmy w kuchni, ja opatrywałem jego obrażenia, a on mi wszystko opowiedział. Okazało się, że zadawał się z gangiem, który go oszukał i pobił.

„Przepraszam, że tak długo zajęło mi zrozumienie, jakim byłem głupcem” – mówił ze łzami w oczach. – „Teraz wiem, że zawsze chciałeś dla mnie jak najlepiej.”

Uśmiechnąłem się przez łzy. Wpuściłem go z powrotem do domu. Choć byłem wciąż zły o to, jak mnie wcześniej potraktował, postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę.

„Wybaczam ci. Ale musisz mi obiecać, że już nigdy mnie tak nie potraktujesz. Jesteśmy rodziną i powinniśmy się szanować.”

Kiwnął gorliwie głową. I dotrzymał słowa. Od tamtej pory nasze relacje stopniowo się poprawiały. Znalazł legalną pracę, zerwał kontakty z dawnym gangiem. Kamil zrozumiał swój błąd i teraz już zawsze okazuje mi należny szacunek. Czasami wracamy myślami do tamtych trudnych chwil, ale teraz potrafimy o nich rozmawiać ze zrozumieniem i wybaczeniem. Najważniejsze, że jesteśmy znów razem – jako rodzina.

Nadesłał Maciej z Międzyzdroji



Zobacz także:

Magdalena Wachowska

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Jestem absolwentką historii sztuki, a moja pasja to malarstwo i rzeźba. Uwielbiam spędzać czas w muzeach i galeriach. Również interesuję się kinematografią, zwłaszcza filmami z okresu klasycznego Hollywood. W wolnych chwilach prowadzę bloga o sztuce i filmie.

Photo of author

Magdalena Wachowska

Jestem absolwentką historii sztuki, a moja pasja to malarstwo i rzeźba. Uwielbiam spędzać czas w muzeach i galeriach. Również interesuję się kinematografią, zwłaszcza filmami z okresu klasycznego Hollywood. W wolnych chwilach prowadzę bloga o sztuce i filmie.

Dodaj komentarz