Rozstanie z narkomanem. To było potwornie trudne

Miłość potrafi zaślepić nawet najbardziej rozsądne umysły. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam w te głębokie, niebieskie oczy Marka, wiedziałam, że jestem zgubiona. Jego uśmiech roztapiał moje serce, a charyzma sprawiała, że czułam się jak najcenniejszy skarb na świecie. Byliśmy nierozłączni, a nasza namiętność paliła się ogniem, który zdawał się nie mieć końca. Jednak pod tą błyszczącą powierzchnią czaiło się coś mrocznego – nałóg, który miał zniszczyć nasze marzenia.

Pierwsze spotkanie

Pamiętam ten dzień jak dziś. Siedziałam w kawiarni, delektując się aromatyczną kawą i wertując stronę za stroną ulubionej powieści. Nagle drzwi otworzyły się, a do środka wkroczył on – przystojny mężczyzna o bujnych, ciemnych włosach i hipnotyzującym spojrzeniu. Nasze oczy spotkały się na ułamek sekundy, a ja poczułam, jak moje serce przyspiesza.

„Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?”

– zapytał, wskazując na krzesło naprzeciwko mnie.

Skinęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Usiadł, a ja dyskretnie obserwowałam każdy jego ruch, zafascynowana jego obecnością.

„Jestem Marek. Miło cię poznać.”

„Ania”

– wyszeptałam, rumieniąc się lekko.

I tak się zaczęło – rozmowa płynęła gładko, a my odkrywaliśmy, jak wiele nas łączy. Godziny mijały, a my wciąż nie mogliśmy się od siebie oderwać, zatraceni w świecie naszych opowieści i marzeń.

Pierwsze oznaki

Przez pierwsze miesiące byliśmy nierozłączni, żyjąc w różowej chmurze zakochanych. Marek był czarujący, romantyczny i pełen pasji. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać subtelne oznaki, które początkowo ignorowałam, zbyt zaślepiona miłością.

„Kochanie, muszę na chwilę wyjść. Zaraz wrócę”

– mówił, wychodząc z mieszkania o dziwnych porach.

Wracał z oczami lekko zaczerwienionymi i źrenicami jak szpilki, ale za każdym razem zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku. Czasami był rozdrażniony i nieobecny, a jego nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie.

„Aniu, po prostu mam teraz ciężki okres w pracy. Nic się nie dzieje”

– przekonywał mnie, gdy wyrażałam obawy.

Kochałam go tak bardzo, że chciałam mu wierzyć. Ignorowałam ostrzeżenia przyjaciół i rodziny, przekonana, że nasza miłość jest silniejsza niż wszystko.

Konfrontacja

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej z pracy, pragnąc spędzić miły wieczór z Markiem. Jednak to, co zastałam, zmroziło mi krew w żyłach. Marek leżał na kanapie, z igłą wystającą z ramienia, a wokół niego walały się różne przedmioty związane z narkotykami.

„Marku! Co ty wyprawiasz?”

– krzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Poderwał się, patrząc na mnie wzrokiem pełnym strachu i wstydu.

„Aniu, ja… ja mam problem. Jestem uzależniony”

– wyszeptał, a jego głos drżał.

W tamtej chwili mój świat się zawalił. Mężczyzna, którego kochałam całym sercem, okazał się narkomanem, a ja byłam tak ślepa, że nie widziałam oznak jego uzależnienia.

Próba ratowania związku

Przez następne tygodnie próbowaliśmy ratować nasz związek. Marek obiecywał, że się zmieni, że pójdzie na odwyk i zostawi narkotyki raz na zawsze. A ja, głupia i zakochana, wierzyłam mu, bo tak bardzo pragnęłam, żeby nasza miłość przetrwała.

„Kochanie, tym razem na pewno się uda. Jestem silny, pokonam to”

– zapewniał mnie, ściskając moją dłoń.

Jednak jego obietnice okazały się puste. Raz po raz wracał do nałogu, a ja czułam się coraz bardziej bezsilna i zraniona.

„Dlaczego mnie okłamywałeś? Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy od samego początku?”

– pytałam przez łzy.

Ale on nie miał odpowiedzi, tylko patrzył na mnie tymi smutnymi, zmęczonymi oczami, w których kiedyś widziałam tyle miłości.

Ostateczna decyzja

Nadszedł dzień, w którym zrozumiałam, że muszę się ratować. Nie mogłam dłużej tkwić w tym toksycznym związku, który niszczył mnie od środka. Zebrałam całą swoją siłę i odwagę i podjęłam najtrudniejszą decyzję w moim życiu.

„Marku, odchodzę. Nie mogę dłużej z tobą być”

– powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Błagał mnie, by została, obiecywał góry i doliny, ale ja wiedziałam, że to już koniec. Zbyt wiele razy dałam mu drugą szansę, tylko po to, by mnie zranił.

Wyprowadziłam się tamtego dnia, zostawiając za sobą wszystkie wspomnienia i marzenia, które kiedyś nas łączyły. Było mi niezmiernie smutno, ale wiedziałam, że to jedyna droga do ocalenia siebie.

Nowy początek

Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze. Tęskniłam za Markiem, za jego dotykiem, za jego uśmiechem. Czasami miałam ochotę do niego zadzwonić i powiedzieć, że wracam. Ale za każdym razem przypominałam sobie o jego kłamstwach, o tym, jak bardzo mnie zranił, i znajdowałam w sobie siłę, by iść dalej.

Powoli zaczęłam odbudowywać swoje życie. Skupiłam się na pracy, spędzałam czas z przyjaciółmi, którzy mnie wspierali, i robiłam rzeczy, które kiedyś kochałam, a na które nie miałam czasu, będąc z Markiem.

Pewnego dnia, idąc ulicą, zobaczyłam go. Wyglądał mizernie, z zapadniętymi policzkami i zmęczonym wzrokiem. Nawet nie zauważył mnie, zbyt pochłonięty swoim nałogiem. W tamtej chwili poczułam tylko smutek i współczucie. Kiedyś kochałam tego człowieka, a teraz był tylko cieniem samego siebie.

Nowa miłość

Minęły dwa lata, zanim znowu się zakochałam. Tym razem był to Tomek – przystojny, inteligentny i odpowiedzialny mężczyzna, który traktował mnie jak królową. Powoli zaczęłam mu ufać i otwierać swoje serce, choć wciąż miałam w pamięci bolesne doświadczenia z przeszłości.

„Aniu, obiecuję, że nigdy cię nie zranię. Jesteś dla mnie wszystkim”

– mówił, całując mnie czule.

I tym razem mu uwierzyłam, bo wiedziałam, że zasługuję na prawdziwą miłość, opartą na szacunku i zaufaniu.

Ślub był piękny, a ja czułam się jak w bajce. Patrzyłam w oczy Tomka i widziałam w nich przyszłość pełną szczęścia i stabilności, której tak bardzo pragnęłam.

Epilog

Czasami, leżąc w łóżku obok śpiącego Tomka, myślałam o Marku. Zastanawiałam się, co się z nim stało i czy kiedykolwiek pokonał swój nałóg. Część mnie wciąż go kochała, ale wiedziałam, że to, co mieliśmy, było skazane na porażkę.

Moje serce było teraz pełne i szczęśliwe. Miałam wspaniałego męża, który mnie kochał i szanował, i nową nadzieję na przyszłość. Choć droga do tego miejsca była wyboista i bolesna, nie żałowałam niczego, bo każde doświadczenie ukształtowało mnie i doprowadziło do tego, kim jestem teraz. Miłość potrafi zranić, ale także uleczyć. Moja historia była tego najlepszym dowodem.

Elżbieta, Malbork



Zobacz także:
Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz