Moja żona ciągle chce się kochać. Zaczęło się niewinnie

Nie ma to jak życie pełne niespodzianek, prawda? No dobra, ale co zrobić, gdy jedna z tych niespodzianek to moja żona, która nagle postanowiła, że nasze małżeńskie łoże zamieni się w arenę niekończących się igrzysk miłosnych? Nie zrozumcie mnie źle, kocham moją żonę. Jest fantastyczna, pełna energii, zawsze uśmiechnięta i… no cóż, ostatnio wyjątkowo nienasycona.

Zaczęło się niewinnie. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Wróciłem z pracy, zmęczony, z głową pełną raportów i maili, które musiałem jeszcze sprawdzić. A tu niespodzianka – kolacja przy świecach, ulubione wino na stole i żona w tej małej czarnej sukience, która zawsze działa na moją wyobraźnię jak czerwona płachta na byka. „Super” – pomyślałem. „Romantyczny wieczór, tego mi było trzeba”. No i było romantycznie, oj było. Tylko że potem było jeszcze bardziej… intensywnie. I następnego dnia znowu. I kolejnego. I tak dalej, aż zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie wpadliśmy w jakąś miłosną pętlę bez wyjścia.

Nie, żeby mi się to nie podobało. Na początku to nawet bardzo mi się podobało. Ale wiecie, jest coś takiego jak nadmiar dobrego. Zacząłem się zastanawiać, czy to normalne, że moja żona nagle stała się tak… żądna? Czy to ja robię coś nie tak? Czy może to jakiś nowy etap w naszym związku, o którym nikt mi wcześniej nie powiedział?

Rozmowy z kumplami na ten temat kończyły się zazwyczaj śmiechem i poklepywaniem po plecach. „Masz problem, którego każdy facet ci zazdrości”, „Co ty narzekasz, ciesz się, póki możesz” – tego typu komentarze. Ale ja serio zacząłem się zastanawiać, czy to zdrowe. I nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla naszej relacji. Bo seks to jedno, ale przecież w związku liczy się też rozmowa, wspólne spędzanie czasu, nawet te małe, codzienne rutyny, które sprawiają, że czujesz się z kimś blisko.

Postanowiłem więc porozmawiać z żoną. Tak, wiem, rozmowa o seksie z własną żoną, szok i niedowierzanie. Ale w końcu to moja partnerka, prawda? Powinienem móc z nią porozmawiać o wszystkim. No więc usiadłem i zacząłem. „Kochanie, uwielbiam nasze chwile razem, ale czy nie myślisz, że trochę przesadzamy?”.

Reakcja? Nie, nie dostałem w twarz. Moja żona roześmiała się. Potem poważniejąc, wyjaśniła, że ostatnio czytała artykuły o tym, jak ważny jest seks w małżeństwie, i że postanowiła, iż nasze życie seksualne nie wpadnie w rutynę. „To wszystko dla naszego dobra”, zapewniała. I wiesz co? Zrozumiałem ją. Zrozumiałem, że to wszystko robi z miłości do mnie, do nas.

Ale wytłumaczyłem też, że miłość to nie tylko seks. Że potrzebuję też czasem po prostu usiąść z nią i pogadać, obejrzeć jakiś głupi film, czy nawet posprzeczać się o to, kto dziś wyprowadzi psa. Że te małe rzeczy też są ważne. Że nie chcę, by nasz związek sprowadzał się tylko do sypialni.

I wiecie co? Okazało się, że ona też tego potrzebuje. Że też tęskniła za tymi wszystkimi „nieseksualnymi” aspektami naszego związku. Zrozumieliśmy, że w pogoni za utrzymaniem płomienia namiętności, trochę zgubiliśmy po drodze to, co również jest ważne.

Od tej pory zaczęliśmy bardziej balansować. Tak, nadal dbamy o to, by nasze życie intymne było satysfakcjonujące i pełne niespodzianek, ale nie zapominamy też o innych aspektach naszego związku. I wiecie co? Nasze małżeństwo stało się przez to jeszcze silniejsze.

Więc tak, moja żona ciągle chce się kochać, ale teraz już wiem, że to tylko jedna z wielu form wyrażania miłości, jaką mamy dla siebie. I że tak naprawdę najważniejsze jest to, byśmy byli dla siebie wsparciem we wszystkich aspektach życia, nie tylko w sypialni. A seks? Seks jest ważny, ale nie najważniejszy. Najważniejsza jest miłość, szacunek i zrozumienie. I śmiech, dużo śmiechu. Bo bez tego ani rusz.

Adam z Torunia



Zobacz także:

Artur Smoliński

ad516503a11cd5ca435acc9bb6523536?s=150&d=mm&r=gforcedefault=1

Photo of author

Artur Smoliński

Dodaj komentarz